Wednesday, October 24, 2007

Pekin odkryty cz. 7



Jedną z przygotowanych dla nas atrakcji był spektakl Peking Opera w teatrze Liyuan Theatre. No cóż opera... spodziewaliśmy się przez moment czegoś w klasycznym rozumieniu opery, zastanawialiśmy się nawet nad przygotowaniem odpowiednich strojów wieczorowych... Ale jak tylko zobaczyliśmy plakat, a chwilę później wnętrze teatru, to okazało się że krótkie spodenki i adidasy będą jak najbardziej na miejscu. Teatr sam w sobie ciekawy – wielki i w miarę nowoczesny. Mieliśmy taki specjalny backstage pass i mogliśmy sobie zwiedzić teatr od zaplecza i popodglądać aktorów, przygotowujących skomplikowaną charakteryzację. Nonie powiem, było na co popatrzeć, bo myślałem że to moja, szanowna małżonka jest rekordzistką czasu makijażu, a tu proszę, taki aktor chińskiego teatru to dopiero potrzebuje czasu żeby się wypacykować. No ale jak się za chwilę okazało, to właśnie charakterystyczny makijaż grał główną rolę w przedstawieniu. Całe przedstawienie, składające się z kilku aktów trwało lekko ponad godzinę. Wstęp stanowił występ muzyków, prezentujących lokalne brzmienia i jak tylko zobaczyliśmy operatora dzwonków ubranego w dżinsy i adidasy, to od razu poczuliśmy się usprawiedliwieni w naszych strojach. Aha! W ogóle teatr oprócz amfiteatralnie rozmieszczonych miejsc siedzących miał lożę, w której siedzieliśmy, ze stolikami. Na stolikach oczywiście ciasteczka, orzeszki, owoce i takie tam drobiazgi do chrupania, jak to zwykle w teatrach bywa... Szkoda że nie było popcornu, ja lubię... Ale najciekawszy był sposób serwowania herbaty. Pojawił się pan z dzbankiem uzbrojonym w dziubek długości ponad metr i zaczął nim niesamowicie wywijać. Odstawił taką musztrę paradną wywijając dzbankiem nie gorzej niż Kmicic szablą i co chwila zatrzymywał się w jakiejś wymyślnej figurze i puszczał strumień herbaty do czarki. Są ciasteczka, jast herbatka, to zaczynajmy przedstawienie. Pierwszy akt - Nefrytowa branzoletka – wyszła wymalowana pani i zaczęła drzeć kota tak strasznie, że ciężko nam było zdusić śmiech... ale jak zaraz za nią wyszedł równie pięknie wymalowany pan i jeszcze temu kotu dołożył, to już nie wytrzymaliśmy, ale na szczęście dźwięki ze sceny doskonale zagłuszały nasz chichot. No a później w kolejnych aktach były popisy kaskaderskie w stylu „Dawno temu w Chinach” i sam Jet Lee by się nie powstydził takich ewolucji. Podziwialiśmy naprawdę ciężką pracę aktrów – takie skoki mając na sobie tyle kostiumów i make-up’u wymagają niezłej kondycji. Najbardziej zadowolona była Kaja – ciastka bardzo jej smakowały, a kolorowe, skaczące po scenie ludziki trafiły idealnie w jej gust. Nie pamiętam żeby udało jej się wysiedzieć godzinę w jednym miejscu, a tutaj się udało. Aktorzy pewnie mnie przeklinali przez resztę wieczoru, bo było trochę ciemno i dałem lampę na pełną moc i nie żałowałem flesza... Sorry... Więcej zdjęc z Peking Opera w Galerii.
Posted by Picasa

0 Comments:

Post a Comment

<< Home