Monday, October 08, 2007

Pekin odkryty cz. 5


Po sutym obiedzie w potężnej, modnej pekińskie restauracji składającym się z kurczaka w sosie pomarańczowym, wieprzowiny z warzywami przyprawionej anyżem, wołowiny z grzybami i bambusem, zupy z grzybków i jakichś wodnych roślin typu nenufar i oczywiście ryżu udaliśmy się na przejażdżkę rykszą po dzielnicy Hutong. Cesarz i dwór cesarski mieszkali w Zakazanym Mieście, a wszyscy którym nie dane było dostąpić tego zaszczytu mieszkali w Hutong, czyli dzielnicy tradycyjnych chińskich zabudowań, z wąskimi uliczkami, do których przylegają bramy wejściowe do małych, wpólnych dziedzińców, wokół których ulokowane są parterowe zabudowania z nieotynkowanej cegły. Hutongi zazwyczaj nie posiadają sieci wodociągowej i centralnego ogrzewania, a mieszkańcy korzystają ze wspólnego wychodka na podwórzu. Pojedyncze gospodarstwo - Siheyuan w przeszłości zajmowała na ogół jedna rodzina, ale jak się dowiedzieliśmy od naszego przewodnika po 1949 roku władze zaczęły dokwaterowywać bogaczom "biedniaków" i standard życia gwałtownie się pogorszył.
W starych Chinach istniała ścisła definicja szerokości ulicy lub alei. Hutongi bardzo często nie przekraczają więc szerokości 9 metrów i do dzisiaj pozostają najwęższymi drogami w Pekinie. Niejednokrotnie alejki pozostają nie szersze niż 3 do 4 metrów, a czasem są tak wąskie, że mogą się nimi poruszać jedynie rowerowe ryksze. I właśnie taką rykszą objechaliśmy Hutong dookoła, nasz młody “motorniczy” nieźle sie napocił lawirując w krętych, ciasnych uliczkach, żeby nam pokazać najciekawsze zakamarki swoich podwórek. Oczywiście od razu uderzają ko ntrasty - widać odrapane rowery i najnowsze modele Audi, widać strasze kobiety z ręcznymi wachlarzami i klimatyzatory, a do budowy domów w zależności od zamożności gospodarza używano różnych materiałów. Niesamowitą niespodzianką i atrakcją było dla nas zaproszenie do jednego z gospodarstw, możliwość porozmawiania z mieszkańcami (oczywiście za pośrednictwem przewodnika), poczęstunek herbatą i obejrzenie “od kuchni” prawdziwego życia. i pomimo iż zdawaliśmy sobie sprawę, że troszkę wieje to komercyjną działalnością, to bardzo nam się podobało. W gospodarstwie spotkaliśmy lokalnego artystę, który za drobną opłatą, używając bajecznie kolorowych atramentów i specjalnych prostokątnych pędzelków wykaligrafował nam na paierowych banerach nasze imiona. Każda litera stylizowana była na rośliny i zwierzęta - ciekawa robota i unikalna pamiątka.
Komplet zdjęć z Hutong do oglądania w Galerii.
Posted by Picasa

0 Comments:

Post a Comment

<< Home